Dziś imieniny Hilarego, Franciszki, Ksawery ...Zespół MIENTY życzy solenizantom: wszystkiego najlepszego! |
SPIS TREÅšCI: |
DO¦WIADCZENIA: |
|
Pamiêtnik kursantkiWakacje. Miêdzy trzeci± a czwart± klas±. Idealny czas na zrobienie prawa jazdy. Wakacje. Czas lenistwa. O¶rodek musi byæ blisko, bo nie chce mi siê chodziæ. W koñcu muszê odpoczywaæ, za rok mam maturê. O¶rodek nieca³e 10 minut drogi spacerkiem od mojego domu. Pierwszy wyk³ad. Dooko³a ma³ej sali urz±dzonej (przed laty i tak pozostawionej) w stylu "My sweet PRL" wisz± plansze ze znakami drogowymi. Ile tych znaków, kto by pomy¶la³! Rozpoznajê STOP. Jestem niez³a. Kiedy¶, w podstawówce, mia³am przedmiot Wychowanie Komunikacyjne. By³am skaraniem boskim pana nauczyciela. Kiedy koñczyli¶my te zajêcia, przy wystawianiu ocen powiedzia³ mi: Wykazujesz haniebny brak zainteresowania tematem. Tak by³o, nie zna³am znaków, wiedzia³am tylko, ¿e jak czerwone to stojê, jak zielone to idê, jak nagle ¿ó³te to nie biegnê, ¿eby siê nie wy³o¿yæ na ¶rodku jezdni. Na pierwszej lekcji poznajemy kilka definicji z kodeksu drogowego: droga, jezdnia, pojazd, pieszy (pan pchaj±cy rower na poboczu to te¿ pieszy, stawiam wykrzyknik). Jestem na kursie prawa jazdy, jestem na kursie, powtarzam sobie co jaki¶ czas w my¶lach. Na szczê¶cie wybi³am sobie z g³owy absurdaln± my¶l, ¿e skoñczyæ kurs to znaczy zdaæ egzamin, wiêc cieszê siê samym kursem. Robiê ³adne notatki, podkre¶lam, pogrubiam, jak pierwszego dnia w szkole. Potem mój zeszyt nie bêdzie wygl±da³ ju¿ tak ³adnie. Chyba czujê ten kodeks, nadajemy na tych samych falach, tam te¿ jest o ¶wiat³ach. I o mojej ulubionej na wspomnianych lekcjach wychowania komunikacyjnego Zasadzie Ograniczonego Zaufania. Potwierdzi³a siê te¿ telepi±ca siê gdzie¶ w moim umy¶le informacja o pasie zieleni miêdzy jezdniami - s± pasy zieleni! Dwie godziny minê³y wolno. Powinno byæ: minê³y szybko, ale nie bêdê k³amaæ. Trudno, by³am na jednym wyk³adzie, jestem kursantk±! Co¶ nowego: plac manewrowy. Samochód. Czerwony. Jak ¶wiat³o czerwone to stój. Stojê, ale pan ka¿e mi wsiadaæ. Czekam, a¿ zmieni siê na zielony, ale jako¶ nie chce. Trudno, ³amiê przepisy, wsiadam. Poprzedniego dnia poprosi³am tatê, ¿ebym mog³a poje¼dziæ naszym samochodem. Tata by³ ca³y mokry, ja te¿. Pierwszy raz w ¿yciu siedzia³em za kierownic±. Niesamowite uczucie. By³o niesamowicie, dopóki po kilku kó³kach wokó³ ma³ego parkingu pod ko¶cio³em z wra¿enia nie pu¶ci³am wszystkich peda³ów. Samochód zgas³ i wiêcej siê nie zapali³. Dziwne, kiedy tata rusza³, zapali³ za pierwszym razem i wiêcej ju¿ nie zgas³. Wsiad³am. Pan ze mn±. Ustawiam lusterka, nie wiem co mam w nich widzieæ, ale staram siê wygl±daæ tak, jakbym wiedzia³a o co chodzi. Ustawiam fotel. Nie wiem do czego mam dosiêgaæ, zgadujê, ¿e pewnie do kierownicy i peda³ów. Kompletnie zaæmiony umys³. Powoli odpuszczam sprzêg³o. Jadê! Jadê! Jadê! Jazda po ³uku do ty³u. Oops. Mam siedzieæ ty³em do kierownicy. Nie umiem tak, nie wiem w któr± stronê krêciæ kierownic±, ¿eby jecha³ tam, gdzie chcê. Stosujê technikê kajaka: jak chcê w lewo to wios³ujê w prawo i odwrotnie. Nie dzia³a. Technika bobsleja: chcê w prawo to przechylam siê w prawo. Nie dzia³a. Wracam do pozycji pionowej. We wszystkich lusterkach pacho³ki. Setki, tysi±ce pacho³ków. S± wszêdzie, czujê siê osaczona! Szalone, rzucaj± mi siê pod ko³a, co chwilê po którym¶ przeje¿d¿am. Mam wjechaæ miêdzy dwa pacho³ki, które widzê w tylnej szybie. W tylnej szybie widzê cztery pacho³ki, czyli trzy miejsca do zaparkowania. Trudno, bêdê strzelaæ. Nie trafiam. Po przepisowej godzinie wje¿d¿am wreszcie miêdzy te, o które chodzi³o! Jest upa³, jestem ca³a mokra, wygl±dam jakbym p³aka³a (zapalenie spojówek) i zsiusia³a siê w majtki (przepocone siedzenie zmoczy³o mi spodnie). Wracaj±c do domu my¶lê, pod który samochód siê rzuciæ. Nie idzie mi, nie oszukujmy siê, to potworne. ¯aden nie jest godny rzucenia siê pod niego. Pod prysznicem ryczê i obiecujê sobie, ¿e wiêcej tam nie pójdê. Kupujê testy. Wybieram który¶ na chybi³ trafi³. Osiemna¶cie pytañ. Osiemna¶cie b³êdów. Oops. Ale nie by³o pytania, na jakim ¶wietle siê przechodzi, a tylko to wiem. Nastêpne manewry. Bêdê dzielna, mówiê sobie. Wizualizujê ³uk i pacho³ki, miêdzy które mam wjechaæ. I o dziwo, idzie mi nie¼le! Zaczynam kopertê. Znowu do ty³u, ale ju¿ znam zasadê. Nie dziwiê siê ju¿, ¿e bobslej nie podzia³a³. Idzie mi raz gorzej raz lepiej, ale... Odkrywam co¶, na co nerwy mi na pocz±tku nie pozwala³y. Jakie to niesamowicie przyjemne je¼dziæ samochodem! Jeszcze tydzieñ wcze¶niej wydawa³o mi siê to niemo¿liwe: ja za kó³kiem? Samochód bêdzie mnie s³ucha³? Nauczê siê, o co chodzi z biegami? Czujê moc. Ta wielka maszyna mnie s³ucha! Przez g³owê przebiega mi my¶l o zrobieniu prawa jazdy na TIR-a; jest wiêkszy ni¿ Punto. Pierwsza jazda "na mie¶cie". Denerwujê siê. Wsiadam do samochodu. Czujê, ¿e jest po mojej stronie. Powoli, na samym sprzêgle, wyje¿d¿am za bramê o¶rodka. Zakrêcam, jadê ulic±. Mam dodaæ gazu, pu¶ciæ gaz, wcisn±æ sprzêg³o, zmieniæ bieg na dwójkê, trzymaæ siê prawej strony, nie wje¿d¿aæ na chodnik, nie wje¿d¿aæ na przeciwleg³y pas, nie wje¿d¿aæ na chodnik, nie wje¿d¿aæ na przeciwleg³y pas... Chyba jadê zygzakiem. - Nie przekraczamy 40 km/h. Ok, mo¿ecie nie przekraczaæ, my¶lê sobie, bo nie mogê patrzeæ jednocze¶nie przed siebie i na licznik. Zmieniæ bieg na trójkê. Nie wiem, gdzie jest trójka, wiêc wybieram losowo. - To nie jest trójka. No, proszê, nie trafi³am. Pan wrzuca za mnie trójkê. Zwalniamy, wrzucamy dwójkê. Znowu losowanie. Nie mam szczê¶cia w grach losowych. - Lewarek to nie jest ³y¿eczka do herbaty, lewarkiem nie mo¿na mieszaæ jak siê chce. Herbata, co¶ pamiêtam, to do picia, z innej rzeczywisto¶ci, w której wystarcza³y mi dwie nogi. - Jak ty siê nazywasz? Pan jest zirytowany. Jak to by³o? Jako¶ na jot... Jadzia, Justynka, Jola, Janina, Jagienka... Strzelam w Julkê. Tym razem trafiam. Moja jazda sprowadza siê do tego, ¿e siedzê na siedzeniu kierowcy i od czasu do czasu majtam d¼wigni± biegów. Pan ma swoje peda³y i trzyma kierownicê. Ja nie jestem w stanie zrobiæ nic sensownego. To zupe³nie niesamowite uczucie, nieznane wcze¶niej: kierowaæ samochodem. Tak jak wszyscy ci ludzie w swoich autach, jestem z nimi na drodze, jadê razem z nimi. Jakie¶ 15 minut przed koñcem jazdy czujê siê ju¿ trochê pewniej, sama trzymam kierownicê. Wszyscy mnie wyprzedzaj±, mam wra¿enie, ¿e po obu stronach drogi stoj± ludzie z transparentami: Wolniej! Wolniej! Jakim¶ cudem trafiam w bramê o¶rodka. Wracam do domu. Wracam biegiem do samochodu: zostawi³am torbê. Wracam do domu. Tata pyta, gdzie by³am. Nie pamiêtam. Dr¿± mi nogi i rêce. Nauczona do¶wiadczeniem z placu manewrowego nie za³amujê siê tak zupe³nie. Liczê, ¿e nastêpnym razem bêdzie lepiej. Od czasu kiedy chodzê na wyk³ady z teorii zmieni³ siê mój sposób patrzenia na ¶wiat, odkry³am np. znaki drogowe. Przedtem nie zwraca³am na nie ¿adnej uwagi. Tak samo znaki na jezdni. Uwielbiam patrzeæ jak inni zmieniaj± biegi. Æwiczê je na sucho w samochodzie taty. Testy id± mi coraz lepiej. Pan na wyk³adach opowiada nam, jak raz wpad³ na jelenia. Wierzê, ¿e w Warszawie nie ma jeleni. Teraz ¶miejê z siebie samej, tej na pierwszych manewrach i jazdach: kiedy opanowa³am te zupe³nie podstawowe podstawy wszystko jest prostsze i... przyjemniejsze. Mi³o jest nie przewróciæ ¿adnego pacho³ka, wjechaæ do gara¿u za pierwszym razem, us³yszeæ pochwa³ê od instruktora i wreszcie: siedzieæ samej (bo pan ju¿ mnie zostawia) w samochodzie i je¼dziæ po placu. Rozkoszowaæ siê tym. Rozmy¶laæ o wakacjach Thelmy i Louise, mo¿e bez kilku szczegó³ów, planowaæ now± przysz³o¶æ za kierownic±. W mie¶cie idzie mi gorzej ni¿ na manewrach, tu trzeba skoordynowaæ pracê nóg i r±k, patrzeæ w kilka miejsc na raz i my¶leæ o kilku rzeczach na raz, skupiæ siê na prowadzeniu, nie zamy¶laæ. Po pewnym czasie okazuje siê, ¿e nie umiem ruszaæ, np. spod ¶wiate³. Na pocz±tku pan mi pomaga³, kiedy przesta³, nie by³o ju¿ tak mi³o. Znowu pomóg³ parking pod ko¶cio³em. Inny problem: zbyt chêtnie wprowadzi³am w czyn zasadê ograniczonego zaufania. Nie ufam nikomu i niczemu. Prze¶wietlam wzrokiem ka¿dego pieszego, staram siê odgadn±æ, czy wbiegnie na jezdniê, czy poczeka na chodniku. Zwalniam przed skrzy¿owaniami, mo¿e nie wszyscy kierowcy znaj± zasadê prawej wolnej strony. Tak samo przed ¶wiat³ami, mam prawo przypuszczaæ, ¿e kierowca nie mia³ lekcji wychowania komunikacyjnego i nie wie, ¿e na czerwonym siê stoi. A ju¿ szczególnie mam na oku rowerzystów. Nie ufam im! Zbli¿a siê egzamin na zakoñczenie kursu. Przerabiam testy. Ju¿ nie powtarzam wyczynu sprzed kilku tygodni, robiê góra dwa b³êdy. Obawiam siê, ¿e wszystko mi siê pomyli na te¶cie, bo czasami odpowiadam, nie czytaj±c pytania do koñca. Na szczê¶cie siê nie pomyli³o, a nawet jako jedyna z kursantów zrobi³am zero b³êdów. Koñczê te¿ manewry, szkoda mi, bo bardzo je lubiê. Jedna godzina zostaje na "przed egzaminem". No i ostatnie dwie godziny "miasta": pod rz±d i to w Warszawie. Do tego w dzieñ rozpoczêcia roku szkolnego! No có¿, plan minimum brzmia³: skoñczyæ kurs do koñca wakacji. Pierwszy dzieñ szko³y to idealny dzieñ na zakoñczenie wakacji. Drugiego wrze¶nia mam straszny katar. W strategicznych punktach kieszeni i fotela uk³adam chusteczki do nosa. W Warszawie ju¿ po godzinach szczytu, po chodnikach snuj± siê dzieci w galowych strojach. W¶ród nich malutkie, dumne pierwszaki. Czujê m¶ciw± satysfakcjê, kiedy pomy¶lê, ¿e one maj± jeszcze dwana¶cie lat szko³y przed sob±, a ja tylko rok. No i ja jadê samochodem. Jak powiedzia³a moja kole¿anka (ma prawko od kilku miesiêcy), po³knê³am bakcyla. Oj, po³knê³am... Kiedy nie ma rond i du¿ych skrzy¿owañ jest dobrze. Na wy¿ej wymienionych tracê g³owê. Takie dwie godziny to dobry wynalazek, ju¿ po pó³torej godzinie czujê siê bardzo pewnie, przyzwyczai³am siê do samochodu, pozna³am go dobrze. Najlepsza jazda w ¿yciu. Wracamy do o¶rodka. Wysiadam. Pan ¿yczy powodzenia na egzaminie. Egzamin... To ju¿ zupe³nie inna historia. Wracam do domu. Wracam do o¶rodka. Zapomnia³am swetra. /Julka Wolin/ |
|
Copyright (C) MIENTA Świeży iMagazyn, 2002 |